Szpital

Płaty farby wielkości kartki A4. Brudne podłogi sal i dziwnie wobec nich nowoczesne resztki stołów operacyjnych. Przyprawiające o mdłości kamienne stoły sekcyjne z odpływami niknącymi w podłodze. Zapomniany kikut protezy nogi leżący gdzieś w korytarzu. Podręcznik matematyki do szkoły podstawowej, z którego pewnie uczyły się dziesiątki dzieci, dla których Szpital stał się domem. Na jakiś czas. A może do śmierci. Tekturowa walizka, której ktoś nie odebrał. Czy nie była mu już potrzebna, kiedy wychodził ze Szpitala? A może rodzina uznała, że niepotrzebny jej taki spadek? Skąd tam się wzięła tekturowa walizka? Czy Szpital przechowywał ją od lat 60-tych, bo zawsze mogło się zdarzyć, że jednak ktoś po nią przyjdzie?

Bajecznie kolorowe ściany klatek schodowych, gdzie odpadające płaty farby odsłaniają kolejne słoje życia Szpitala. Kulawy wózek inwalidzki na półpiętrze. Ach… no tak, napis na wózku „Ortop. IIIp” wszystko tłumaczy, w końcu gdzie najbardziej potrzebne są wózki inwalidzkie? Rozrzucone na podłodze karty pacjenta z niewinnymi napisami odkrywającymi prawdy, których nikt nie chciał usłyszeć: „guzy pęcherza”.

Pojechałem do Szpitala, bo ciekawy temat. Spodziewałem się zrobić zdjęcia (może czarno-białe, może kolorowe, sam nie wiedziałem. Przecież jak można wiedzieć, jakie to będą zdjęcia, skoro jeszcze się ich nie widziało?). Więc pojechałem do Szpitala szukać dobrych zdjęć. Albo ciekawych. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że Szpital coś mi opowie. Ale nie spodziewałem się, że będzie tego tak wiele. Chodząc po pustych korytarzach zastanawiałem się, kto nimi chodził. Kim byli ludzie, dla których Szpital stał się domem, czasami ostatnim. Czy witali każdy dzień strachem przed kolejnymi bolesnymi zabiegami, czy mieli nadzieję na zdrowie, czy już ją utracili. Czy może czekali na wypis, bo wiedzieli, że czas ich pobytu w Szpitalu dobiegł końca. Chwilami patrzyłem na Szpital jak na fabrykę, w której każdy ma swoje miejsce – ordynator w gabinecie z wykładziną z PRL-u, lekarz w pokoju lekarzy, pielęgniarka w dyżurce. Rodząca kobieta na sali porodowej, ofiara wypadku na sali operacyjnej, dziecko w kojcu, a niedawno jeszcze żywa osoba na stole sekcyjnym. Próbowałem sobie wyobrazić salowe sprzątające wymarłe sale, pielęgniarki kłujące nieistniejących pacjentów błyszczącymi igłami, chirurgów stojących nad nieistniejącym stołem operacyjnym i pielęgniarzy prowadzących wózki z nieistniejącymi zwłokami do prosektorium.

Chciałbym powiedzieć, że Szpital zrobił na mnie wrażenie, że odkrył duszę. Myślę, ze tak się stało, ale dusza Szpitala okazała się zupełnie inna, niż oczekiwałem. I nie jestem pewny, czy taką ja chciałem zobaczyć.

 

Dodaj komentarz