Kościółek

A jest sobie taki kościółek. Niepozorny, chwastami zarośnięty, zamknięty na cztery spusty. Kościółek ma pecha, bo jest zborem ewangelickim. Jak byli Niemcy, to o niego dbali, bo sami go sobie przecież postawili. Bez Niemców kościółek zmarniał. Dach mu się zapadł, belki zgniły, tynk się osypał. Niebezpieczny się kościółek dla ludzi stał, więc trzeba go było zamurować. I pewnie stać tak sobie będzie aż się w sobie zapadnie. Ale ktoś go kiedyś pooglądał. Nagrał film i powiesił w sieci. Ktoś komuś o filmie wspomniał i kościółek… stał się Mekką fotografów. Bo piękny, bo z charakterem, bo… majestatyczny jakby? Jakby przed śmiercią chciał pokazać, że umierać można z dumą.

Bardzo chciałem do kościółka pojechać i się udało. Trochę mnie przestraszył z początku, bo zamurowane miał wszystkie wejścia. Ale okazało się, że jednak można do kościółka wejść. Więc razem z synkiem wszedłem i zaniemówiłem na chwilę. Na chwilę tylko, bo zaraz za aparat złapałem, żeby nie stracić tej chwili. Szkoda, że kościółek umiera. Ale jak ma umierać to właśnie tak – z wypiętą klatą i podniesionym czołem.

Dodaj komentarz